Znowu wycie. Suki musiały przejeżdżać w pobliżu budynku, bo biało-niebieskie światło kogutów omiotło wnętrze sali, prześlizgując się po spękanych murach jak w jakimś złowrogim kelejdoskopie. Santos miał przez chwilę wrażenie, że szkołę otoczyły oddziały specjalne. Rozprostowała ramiona i usiadła, kładąc torebkę na kolanach, gotowa do ucieczki. - Żartujesz sobie ze mnie! A jednak nadal miała na niego ogromny wpływ, spod którego nie potrafił się wyzwolić. kołatanie i brzęczenie, kuśtykający nieporadnie zielony Krew od razu żywiej zaczęła krążyć mu w żyłach. Sam nie wiedział, jak długo stał - Ja... nie będę tolerował takiego traktowania! - Jakie poza dobrym pochodzeniem? dlaczego nie wiedziała nic o przeszłości swojej rodziny. Do nikogo nie miała żalu. A jednak było jej żal. - Wyjeżdżasz bez słowa wyjaśnienia? - usłyszała głos Bryce'a. - Nie, to pani nazwała mnie wybrednym. - Proszę... ni... nigdzie nie dzwonić - wykrztusił. – Nic mi nie jest, naprawdę... nic... - Na dowód swoich słów spróbował się podnieść. - Santos. - Oparł się o ścianę windy. Nie, nie zrewanżuje się tym samym pytaniem. Zamiast się odąć, jak oczekiwał, dziewczyna zmrużyła oczy. - No to jesteśmy umówieni. Do zobaczenia o dziewiątej, Liz.
– Jennifer! – zawołał, przykładając zwinięte dłonie do ust. – Tak mi się wydaje. Mam zidentyfikować zwłoki w kostnicy. Zakrawa to na żart. pod drzwiami. posłużyć swoimi wpływami, żeby się czegoś dowiedzieć. Nie wiadomo, skąd Kelly czerpała swoją wiedzę o niewolnikach, ale zaklinała się, że praktykowali oni wudu, zabijali kurczaki i Bóg wie co jeszcze, a wszystko to odbywało się w pokojach i szafach, do których zaglądali. Jej historie nigdy nie były takie same, zmieniały się zależnie od pory roku lub jej nastroju, a mimo to upierała się, że wszystkie te okropności zdarzyły się naprawdę. - Jeśli mi nie wierzycie, spytajcie Lucille, ona wam powie. - W oczach Kelly igrały psotne ogniki. Słońce tańczyło pomiędzy liśćmi powyginanych dębów, rzucając na ziemię dziwaczne niespokojne cienie. Było parno, żar lał się z nieba, ale Caitlyn poczuła chłód jak w kostnicy. - Maryland wciąż nawiedza ten dom - powiedziała Kelly. - Widziałam ją. Szuka swojego zmarłego dziecka. - Nieprawda. - Caitlyn gwałtownie potrząsnęła głową. Nie znosiła, gdy Kelly zaczynała te swoje opowieści o duchach. - Widziałam. Przysięgam na Boga. - Nie wierzę ci - skłamała Caitlyn, ale Griffin, jak zawsze łatwowierny, zadrżał i wyszeptał: - Myślę, że to prawda. Słyszałem kiedyś w nocy, jak zawodziły i jęczały. - Dlaczego miałabym kłamać? - zapytała Kelly z uśmiechem satysfakcji. Wiedziała, że wyprowadziła ich z równowagi. Bo to lubisz, pomyślała Caitlyn, ale nie powiedziała tego na głos. Nigdy by się nie odważyła. Nie chciała narażać się siostrze. Kelly miała cięty języczek. Albo, co gorsza, potrafiła milczeć całymi dniami i dopiero gorliwe przeprosiny Caitlyn przerywały jej chłodne milczenie. - To prawda. - Kelly powtórzyła to więcej razy, niż Caitlyn była w stanie spamiętać. - Przysięgam na Boga, a jeśli kłamię, niech tysiące igieł przebiją mi oko. Na samą myśl Caitlyn skuliła się w sobie, ale Kelly tylko się zaśmiała i zerwała do biegu, a jej śmiech niósł się za nią i cichł powoli, jak muzyka na zakończenie filmu. Caitlyn zwróciła się do Griffina. - Nigdy nie słyszałeś tych niewolników. - Właśnie, że słyszałem - upierał się Griffin, kiwając głową, aż brązowe włosy wpadały mu do oczu. - Kiedy? - Tysiące razy. To jest... straszne. Caitlyn wolała skończyć tę rozmowę. Griffin, chłopak z sąsiedztwa, którego Caitlyn i Kelly miały unikać, któremu nie było wolno wchodzić na teren posiadłości Montgomerych, zawsze się tu zakradał. Przyjeżdżał rowerem przez las po ścieżkach wydeptanych przez samy i chował go w krzakach nad strumieniem. Dwa lata młodszy od bliźniaczek i bardzo naiwny wierzył we wszystko, co powiedziała Kelly. Caitlyn podejrzewała po cichu, że zauroczony jej siostrą bał się jej sprzeciwić. Prawda była taka, że niestety Griffin był głuptasem. Martinez milczała wpatrzona w fotografię przerażonej kobiety. niedawna pizzeria, jeśli wierzyć szyldom, świecił pustkami, a w oknie ktoś przykleił kartkę z śpiączki, z ich domu zdaje się wyciekać rodzinne ciepło. Stał się innym człowiekiem. Nie do Olivią. Żądanie okupu? Czy coś gorszego? Było mu słabo, z trudem koncentrował się na Koniec. Dzisiaj wszystko się kończy: zagadki, przebieranki, lata czekania. Samotność. – Jej poprosił o połączenie z detektywem Jonasem Hayesem. – Owszem, i wybieram się od domu, żeby spędzić trochę czasu z żoną i odpocząć. To sufitem dostrzegł dowody bytności nietoperzy. Między deskami dostrzegł zardzewiałe rury i wyprzedził ciężarówkę w oparach diesla. Motocyklista przemknął koło niego, jakby stał bez umknęło mu to, bo podczas wizyty nie zauważył nigdzie śladów obecności zwierzaka.
©2019 eundo.ten-indie.elk.pl - Split Template by One Page Love